a to było tak.
Śniło mi się, że wróciłam do domu.
Niestety nie pamiętam skąd.
Podczas podróży mamcia powiedziała mi przez telefon, że mamy nowego domownika
Weszłam do domu i…
Na środku salonu stała ogromna klatka, podzielona jak by na pięterka, ale bez jakichkolwiek przejść na wyższe, w sensie, że w niektórych miejscach były dziury, przez które dało się spaść bądź wejść na te następne bądź poprzednie.
W tej monstrualnej klatce żyło zwierzę, które miało 4 nogi, nie miało ogona, było kwadratowe z głową wielkości głowy kota (takiego większego np. Brytyjczyka). sierść miało puszysta, ale nie długą.
Wyobraźcie sobie kwadratowy płaski taboret,, wielkości tak ok 4 ludzkich dłoni ale z głową przyklejoną do jednego z boków przy samej górze i 4 grubiutkimi nóżkami.
Mamcia ostrzegła, żebym uważała, jak będę zaglądać do tego do klatki, bo jak ucieknie to się rozmnoży, i będzie nam ciężko to złapać.
Dawało się głaskać w klatce, ale w końcu oczywiście uciekło.
Z tego jednego stworka wyskoczyło 10 mniejszych i radośnie ganiały się po całym domu piszcząc melodyjnie, nawet nie wiem, do czego porównać te dźwięki.
Uganiałam się za tym czymś do samego wieczora, ale jak zrobiło się ciemno całe stado wróciło do klatki…
Niestety nie pamiętam co było dalej.
Chyba muszę zacząć zapisywać sny zaraz po obudzenia sie, bo niezłe opowiadanie by z tego wyszło
Koniec xd
https://youtu.be/RjnI1YLpDvk
ciąg dalszy nastąpi
Ostatnio byłam w Kołobrzegu. prowadziliśmy tam warsztaty.
Jednak o śnie chcę wam opowiedzieć, który mi się śnił.
Śniło mi się, że najpierw jedna pani, kazała nam pozakłądać serwetki na szyje bo mieliśmy iść na chrzest do jakiejś tawerny.
Okazało się, że te serwetki były balonami i te balony się napąpowały i nikt nie mógl ich ściągnąć.
i musieliśmy nawzajem sobie je pękać żeby się ich pozbyć.
potem śniło sie mi że ktoś kazał nam w jadalni prubować mięsa z kota.
a na koniec wisienka na torcie.
we śnie leże sobie na łóżko a ktoś wchodzi do pokoju i mówi mi, że na obiad będzie rybka z dziurką i z ziemniaczkiem.
obudziłam się z takim panicznym śmiechem, że aż się popłakałam. Ze śmiechu oczywiście.